Kiedy w czwartek 4 marca
2010 roku zobaczyłem tą sytuację od razu przypomniał mi się dowcip, jak
to chłop orał pod wodą, bo jak powiedział
- powódź, nie powódź - orać trzeba. Stary to żart, ale jaki trafiony w
realiach topolińskiego rozlewiska.
Nie tak dawno, bo dwa dni
temu, we wtorek wieczorem, kiedy woda pustoszyła borzęcińskie i
topolińskie pola, a zaraz potem przelała się przez ul. Poprzeczną
w akcję zostali "ubrani" borzęcińscy strażacy, policja i zarządca drogi.
Ruch został wstrzymany, a na poboczu z obydwu stron pokazały się znaki
zakazujące jazdę.
Droga w miejscu, gdzie wylewała się na nią woda stała się bowiem miękka
jak przysłowiowa gąbka i występowało zagrożenie zarwania ulicy w tym
miejscu.
Minęły dwa dni, woda
dalej stoi na polach i ulicy, dalej stoją znaki zakazu wjazdu i nakazu
skrętu w prawo, tymczasem samochody śmigają zamkniętą drogą
i całe szczęście, że jest mokro, bo się od tej jazdy przynajmniej nie
kurzy. Na swej drodze spotkaliśmy też "lidera", który w samym epicentrum
nie zważając na nic
i nikogo - o zgrozo - mył swój samochód (przyczepkę raczej też).
Komentarz zostawiamy Wam, bo powódź, nie powódź, ale orać trzeba.
jak okiem sięgnąć woda po lewej
jak okiem sięgnąć woda po prawej
nakaz skrętu w prawo w ul. Chrobrego
i zakaz ruchu na ul. Poprzecznej
tymczasem samochody śmigają, że gdyby
mogło, to by się kurzyło
a LIDER jak gdyby nigdy nic w samym
epicentrum myje swą "Cytrynkę"
tekst i zdjęcia: Michał
Starnowski
|